Słodycze, do których mam słabość…
Czy jadam słodycze? Jakie? Jak często? Ile? Takie pytania otrzymuję bardzo często. W zasadzie nie ma tygodnia, aby ktoś nie zapytał w mailu o tematykę "słodyczową". Słodycze to temat rzeka i wiele osób dziwi się jak odpowiadam, że je lubię i że jadam. Jak to? Przecież od słodyczy się tyje!
Owszem, od słodyczy się tyje ale tylko wtedy, kiedy się je pochłania w nadmiarze i zbyt często.
Jak to u mnie było ze słodyczami?
Jak cztery lata temu zaczęłam się odchudzać, przez pierwsze trzy miesiące odstawiłam słodycze definitywnie.
Dlaczego? Trzy miesiące to czas jaki organizm potrzebuje na odzwyczajenie się od słodkiego smaku. Po tym czasie przestaje ciągnąć. Potrafiłam usiąść nad paterą z ciastem i nawet zapach nie robił na mnie wrażenia. Dla porównania powiem, że na odzwyczajenie się od słonego wystarczą dwa tygodnie. Nie bez powodu cukier nazywany jest heroiną XXI wieku. Uzależnia jak diabli. Do tego zamula, zakwasza, powoduje, że jajniki produkują androgeny, co odbija się na cerze. To tak w telegraficznym skrócie, ponieważ wpływ cukru na organizm jest tak duży, że przydałby się na to osobny post.
Po trzech miesiącach wprowadziłam słodką niedzielę. Na początku po zjedzeniu kawałka ciasta zaczynało mnie mdlić. To efekt odzwyczajenia od słodkiego.
Dlaczego słodka niedziela ?
Ciągłe wyrzeczenia źle odbijają się na psychice. Życie to nie spacer po gwoździach. Jeśli cały czas będziesz sobie wszystkiego odmawiać, to w którymś momencie pękniesz. A wtedy popłyniesz. Znam mnóstwo przypadków osób które wraz dietą na 1200 kcal otrzymywały od dietetyka kategoryczny zakaz słodyczy. Jak już pękły to potrafiły na raz pochłonąć 3000 kcal. Smutno się czyta takie listy i słucha takich opowieści.
Ale podejdźmy do tematu logicznie. Dieta 1200 kcal masakrycznie spowalnia i "rozwala" metabolizm. Na takiej diecie nie ma słodkiej niedzieli, ponieważ organizm odłoży cokolwiek ponad, a już na pewno cokolwiek słodkiego. Dlatego ja jestem kategoryczną przeciwniczką diet głodowych. Powtórzę po raz kolejny i będę powtarzała do znudzenia: kalorie to nie wszystko! i mam nadzieję, że dietetyczny świat w końcu to zrozumie. Metabolizmu nie oszukamy! Na redukcji liczą się proporcje. Suwaczki, jak ja to nazywam. Dobrze dobrane proporcje potrafią zdziałać cuda, a dieta redukcyjna to nie maraton. Jeśli masz spowolniony metabolizm, będziesz chudła wolniej, ale schudniesz. Jednak liczy się to, abyś schudła trwale. Diet naprawiających metabolizm piszę bardzo dużo i sytuacje, w których waga spada powoli, są mi dobrze znane. Pamiętajmy. Jeśli coś popsuliśmy w kilka miesięcy, to nie oczekujmy, że naprawimy w tydzień czy dwa. Wielokrotnie słyszę "Małgosia, może zjedziemy niżej?". Ale ja jestem twarda i nie schodzę. Czas mija i waga pięknie spada. Gdybym dała dietę głodową, waga spadłaby szybko, tylko co dalej? Kto nie rozumie tej zależności, niech przeczyta post "Im mniej zjesz tym bardziej utyjesz" - zakładka Bądź Fit. Jeśli ktoś Wam proponuje dietę 1200 kcal - uciekajcie :).
O co chodzi w słodkiej niedzieli i czym są cheat meal przeczytacie TU.
Jak jest teraz?
Nie ma tygodnia, aby ktoś nie zapytał, dlaczego cały czas jem 1500 kcal ;) Otóż 1500 kcal nie jem od dawna ponieważ już od prawie 3 lat nie jestem na redukcji. Zdrowe odżywianie to moja pasja i zasady zdrowego odżywiania obowiązują w naszym domu cały czas. Lubimy to i wiemy po co to robimy. Wszyscy. I ja i mąż. Dzieci się uczą. Staram się nie jadać słodyczy w tygodniu. Oczywiście zdarzają się wyjątki np. służbowe spotkanie w kawiarni czy czyjeś urodziny/imieniny. Nie, nie jestem dziwakiem i jak koleżanka ma urodziny w środę to nie oświadczam, że nie zjem tortu, bo to nie niedziela.
Poza małymi wyjątkami zachowuję słodką niedzielę i to jest dzień kiedy jem słodycze i cieszę się z tego. Pamiętajcie! Nigdy nie jedzcie z wyrzutami sumienia. Stres hamuje wydzielanie soków żołądkowych i żołądek ma kłopoty z trawieniem, a jak coś zalega to fermentuje. Jeśli sześć dni w tygodniu jecie zdrowo i właściwe ilości, proporcje, to wasz metabolizm działa jak wielki piec. Rozgrzany metaboliczny piec spali wszystko. Słodkiej niedzieli nawet nie zauważy.
Jeśli chodzi o słodycze, to też nie jest tak, że ja łapię się za wszystko. Nie zjem byle czego. Nie zjem produktów czekoladopodobnych, paczkowanych ciastek smakujących jak piach, bitej śmietany z dyfuzora (ohyda), paczkowanych ciast, batonów z tłuszczem palmowym etc. Zwracam uwagę na jakość.
Jeśli chodzi o moje słodyczowe słabości to są trzy takie rzeczy, które uwielbiam.Oczywiście lubię też jabłecznik, sernik, makowiec, połączenie sernika i maku w jednym cieście i dobre lody (poza Grycanem nie jadam gotowych, takich do kupienia w sklepach. Żadnej Algidy, Koral, Carte Dor czy innych przesłodzonych. Tylko z dobrych cukierni.)
Poniższa trójka to absolutny top.
1. Turecka chałwa. To mój absolutny numer jeden. Jak uda mi się kupić, bądź ktoś mi przywiezie tę prawdziwą turecką nie liczę kalorii. Wtedy jest cheat meal na maxa. Kocham ten smak i chałwę kocham od dzieciństwa.
2. Waniliowa panna cotta. Cudownie waniliowa i cudownie miękka. Zrobić dobrą to sztuka. Jak wyjdzie za twarda jest do wyrzucenia.
3. Orzechy w czekoladzie. Uwielbiam. Kakao plus orzechy to kopalnia magnezu. Polecam uczącym się. Samo zdrowie.
Miłość do orzechów w czekoladzie warto zaszczepić dzieciom. Ja wożę je w torebce i jak dziecko ma chęć na coś słodkiego podsuwam. I zdrowo i smacznie.
W przypadku czekolad i czegokolwiek w czekoladzie zwracajcie uwagę na skład. Te poniżej mają świetny.
Nerkowce surowej czekoladzie to 50 % czekolada (zawierająca 70% kakao), 50 % orzechy.
Orzechy laskowe w surowej czekoladzie to 35% orzechów i 65% czekolady.
Banany w surowej czekoladzie to w 50% banany i 50% czekolada.