Moje kulinarne odkrycie w Ustce i KONKURS !
Jak wiecie cały ubiegły tydzień spędziłam w Darłówku.
Wracając do domu postanowiliśmy skorzystać z okazji i odwiedzić Ustkę, w której nie byłam od czasów szkolnych.
W Ustce często bywałam na koloniach i ciekawiło mnie jak się zmieniła i czy rozpoznam stare szlaki.
Mam z tym miastem mnóstwo pięknych wspomnień. Zmieniło się dużo. Malownicze, zadbane uliczki, wyremontowany port i piękna promenada z przylegającym parkiem.
Ustka jest wyjątkowa także ze względu na występującą tu zabudowę szachulcową, która zaczęła się tu pojawiać od połowy lat 50-tych XX wieku. Obecnie w zabudowie szachulcowej są całe uliczki. Wiele budynków zostało przerobionych na ten styl. To tworzy niesamowity klimat.
Spacerując po Ustce szukaliśmy miejsca w którym moglibyśmy zjeść obiad, tym bardziej, że czekała nas sześciogodzinna podróż do domu.
Przy bulwarze portowym naszą uwagę zwróciła oryginalnie prezentująca się Tawerna Portowa (klik).
Po rzuceniu okiem na menu przed restauracją nabraliśmy ochoty na tego turbota. Zapadła decyzja, że wchodzimy ;)
Od wejścia pierwsze zaskoczenie ! Widoczna kuchnia !
Pierwszy raz się z tym spotkałam i bardzo mi się to spodobało.
Od razu zajrzałam do środka. Widzę kucharza, czyste blaty, czystą podłogę, ogólny ład, porządek i spokój. Tak jak lubię. Mogę tu zjeść, bo widzę, że nikt tu przede mną niczego nie ukrywa.
Otwarta kuchnia i ciekawe wnętrze tak mi się spodobały, że postanowiłam zrobić kilka zdjęć.
Pytając o zgodę poznałam właścicielkę. Już po kilku zdaniach przypadłyśmy sobie do gustu.
Kobieta z pasją, czująca kuchnię i mogąca o niej opowiadać godzinami. Widać, że kocha to, co robi, a restaurację traktuje jak drugi dom. I ja, jako gość, czułam ten klimat i tę serdeczność.
Miejsce w którym znajduje się restauracja było kiedyś rybackim spichlerzem.
Zarówno mury jak i belki sufitowe są oryginalne. Meble i dodatki to antyki, które właścicielka wyszukuje podczas podróży.
Mury są grube dzięki czemu wewnątrz panuje miły chłodek i nawet latem nie ma tu upału.
Miejsce ma duszę, a klimatu dodaje kominek, który pali się tu cały czas.
Po obejrzeniu wnętrz i wymianie doświadczeń kulinarnych z właścicielką przyszedł czas na obiad, bo dzieci wisiały mi już przy nodze.
Szef kuchni skusił mnie na krem z kurek. Kocham kurki, więc nie mogłam odmówić.
Zanim jednak dostałam zupkę na stole pojawił starter i kolejne zdziwienie ! Nie dostałam chleba ze smalcem i ogórkiem małosolnym jak to się zwykło serwować w Polsce, ale wyborne oliwki zanurzone w aromatycznej oliwie i chleb, który pieką tu sami na miejscu, na prawdziwym zakwasie.
Mojej córce tak ten chleb zasmakował, że zjadła nam prawie wszystek ;)
Moja zupka z kurek. Pierwsza w tym roku. Przepyszna.
Turbot w sosie holenderskim ze szparagami. Delikatna ryba i bajeczny sos holenderski. Zrobić dobry to nie lada sztuka. Chylę czoła przed kucharzem.
Mój mąż zamówił zupę rybną, kaczkę w pomarańczowej glazurze z jabłkiem i sałatkę z kaczką w pomarańczach ze szparagami, którą w zasadzie zjedliśmy na pół.
Dzieci zjadły penne z kurczakiem, po czym mieliśmy je z głowy bo dostały skrzyneczki z kredkami, kolorowankami i zabawkami. Fajny pomysł dla rodziców z dziećmi.
Byliśmy pełni, ale szef kuchni namówił nas jeszcze na tiramisu z malinami i lody, które robione są tu na miejscu.
Lody nieprzyzwoicie dobre :)
Tiramisu mistrzowskie !