Ufff, mogę już odetchnąć z ulgą. Pierwsza Komunia Święta mojego synka już za nami.
Mnóstwo przygotowań, także tych kulinarnych. Mnóstwo emocji, wzruszeń, cudownych chwil.
Dobrze że przed nami Biały Tydzień bo powiem szczerze, ciężko by mi było zupełnie o tym zapomnieć i przejść do porządku dziennego.
Przyjęcie komunijne syna urządzaliśmy z domu. Całość od A do Z przygotowałam sama z pomocą męża. Ponieważ komunię córki urządzaliśmy w restauracji, mam porównanie tych dwóch uroczystości i mogę podzielić się z Wami moją (choć nie tylko) refleksją i spostrzeżeniami.
Przygotowanie uroczystości w domu jest bez porównania trudniejsze. Cała logistyka związana z zakupami i przygotowaniami wymaga głębokiej analizy i dobrego planu. Nie wymagałaby gdybym miała dwudrzwiową lodówkę, wielką spiżarnię i tydzień wolnego przed 😉 . Tymczasem dysponuję lodówką standardowej szerokości i gdyby nie półka w lodówce sąsiadki, oraz spora lodówka turystyczna od drugiej koleżanki (wpinana do prądu – rewelacja, polecam) o przygotowaniu uroczystości w ogóle nie byłoby mowy.
Zakupy zaczęłam już w środę. Wtedy kupiłam wszystko co nie wymaga przechowywania w lodówce. W czwartek zakupione i zamarynowane zostały mięsa: wołowina i indyk. Mięso na tatar oraz kurczak zostały zakupione w sobotę. Wtedy też mój mąż zakupił owoce, warzywa i pozostałe produkty wymagające chłodzenia.
Aby było weselej w sobotę przed samą uroczystością musiałam jeszcze podjechać na uczelnię i zaliczyć ćwiczenia z biochemii więc od 9:30 do 13-tej byłam wyłączona z przygotowań 😉
W niedzielę wagarowałam 😉 ale wszyscy wykładowcy zostali uprzedzeni 😉
W środę i czwartek normalnie pracowałam. W piątek już nie. Przygotowania zaczęły się wcześnie rano i trwały cały dzień. W sobotę prace zaczęły się o 7 rano i skończyły o 23-ciej. W niedzielę w kuchni byłam już o 6 rano aby dopracować ostatnie szczegóły i przygotować to czego nie mogłam przygotować wcześniej.
Tak bolały mnie plecy i kolana. Byłam zmęczona. Bolała mnie głowa od myślenia i pilnowania czy aby o niczym nie zapomniałam, ale widząc radość dziecka z tego że tak dużo dzieje się w domu, z tego że to musi być naprawdę wyjątkowy dzień skoro mama i tata tak się starają, z tego że sam mógł pomóc, zamieszać, podać, zanieść, ustawić, nie bolało mnie już nic i o zmęczeniu zapominałam zupełnie.
Wyprawiając uroczystość komunijną w restauracji dwa lata temu w domu nie przygotowywałam nic. Piekłam jedynie ciasta, aby mieć dla gości którzy przyjeżdżali do nas do domu przed uroczystością. Sobota przed komunią niewiele różniła się od typowej naszej soboty. To był jednak dla nas bardziej stresujący czas ponieważ debiutowaliśmy. Stresowałam się wszystkim. Tym czy loki wytrzymają na śliskich włosach córki, czy nie zapomni swojej kwestii witając Księdza, czy wszystko się uda itp.
W ubiegłą niedzielę stresowałam jedynie tym, czy syn nie zapomni w którym momencie ma wyjść z ławki, aby przeczytać czytanie. Resztą nie denerwowałam się wcale. O jedzenie byłam spokojna. O całą oprawę uroczystości także.
Powiem Wam tak. Jeśli chcecie aby Wasze dziecko miało cudowne wspomnienia z domowych przygotowań, aby czuło się ważne w tych dniach, w totalnym centrum uwagi, przygotujcie uroczystość w domu. Radość mojego synka jest nie do opisania. Powiedział że to najlepszy dzień jego życia, a córka orzekła że komunia Filipa była lepsza niż jej.
Moja rodzina od zawsze twierdzi, że domowe imprezy są lepsze niż te restauracyjne i że w domu to tak luźno, swobodnie etc.
Oczywiście mierzcie siły na zamiary i dobrze rozplanujcie czy macie w czym przechować przygotowane jedzenie (polecam duże plastikowe pojemniki – 5 L) oraz w czym schłodzić. Czy jesteście w stanie wziąć urlop w piątek i spędzić w kuchni 2,5 dnia. No i najważniejsze! Czy macie na to w ogóle ochotę bo moim zdaniem nie ma nic gorszego dla dziecka niż mama będąca kłębkiem nerwów dlatego że musi coś przygotowywać, a wcale tego nie chce.
Jeśli kuchnia nie jest waszym ulubionym miejscem w domu, odpuśćcie. Jeśli nie sprawi Wam to przyjemności, odpuśćcie. Jeśli nie macie warunków na przyjście dużej liczby gości, nie ma co porywać się z motyką na słońce.
Ja lubię gotować, lubię przyjmować gości, więc dla mnie mimo zmęczenia była to przyjemność 😉
Kochani nie byłam w stanie fotografować większości przygotowywanych potraw. Za dużo się działo i za szybko czas uciekał.
Sfotografowaną mam wołowinę. Mogę wrzucić przepis w tym tygodniu.
Poniżej przedstawiam pełne menu. Piszcie w komentarzach na jakie potrawy chcecie przepis, a przygotuję raz jeszcze, zrobię zdjęcia i wrzucę przepisy na bloga.
Przekąski
tatar wołowy (przepisu nie mogę zdradzić bo jest sekretem kolegi kucharza)
pomidor z pesto i mozzarellą
jajka faszerowane pastą jajeczną z czarnym kawiorem
deska wędlin (w tym mój fit pasztet) z piklami i marynowanymi pieczarkami
śliwka zapiekana w wędzonym boczku
krem krewetkowy na krążkach pieczonej cukinii
rollsy a’la sushi
Danie główne
chłodnik litewski z jajkiem i koperkiem
krem z białych warzyw z chrupiącymi płatkami migdałów
wołowina w sosie śliwkowym
kurczak po azjatycku
indyk w aksamitnym sosie koperkowym
młode ziemniaczki z koperkiem
młoda kapusta z koperkiem na ciepło
mizeria
Pozostałe
tort truskawkowy z białą czekoladą
jabłecznik z bezą
ciasto malinowa chmurka
owoce