Wróciłam z urlopu. Wypoczęta, z naładowanymi bateriami, gotowa do pracy. Relację z całego wyjazdu mogliście śledzić za pośrednictwem Instastory (znika po 24 godzinach) dostępnego na moim Instagramie (klik). Zachęcam do obserwacji wszystkich moich kanałów social media ponieważ nie wszędzie jest to samo 😉
Podczas udostępnianych relacji każdego dnia otrzymywałam od Was dużo prywatnych wiadomości z pozdrowieniami, życzeniami udanego pobytu. Pytałyście gdzie konkretnie jestem, gdzie warto się wybrać, radziłyście gdzie zjeść, co warto odwiedzić i gdzie nie iść bo nie warto 😉 Za wszystkie wiadomości bardzo dziękuję. Dawno nie czułam się tak zaopiekowana. Byłam naprawę zaskoczona i było mi bardzo miło 🙂
Najczęściej pojawiające się pytania dotyczyły tego w jaki sposób wypoczywam, co najczęściej na takich wyjazdach robię, czy pracuję na urlopie, co jemy i czy jem fast foody typu pizza, hamburgery, frytki czy hot dog.
No dobrze. Zdradzę kilka kwestii 😉
Jak wypoczywam?
Obydwoje z mężem pracujemy głową, za biurkiem. Długie godziny. Zapewne zgodzicie się ze mną że osoba pracująca na go dzień głową, musi na wyjeździe tę głowę odciążyć. Maksymalnie jak się da. Sprowadzając myślenie na inne tory. My odciążamy ją dużą dawką ruchu. Zwiedzamy wszystko co jest do zwiedzenia w okolicy. Staramy się zainteresować dzieci historią zwiedzanych obiektów. Biegamy, spacerujemy, wspinamy się po górach, zawsze spędzamy czas aktywnie. Lubimy się porządnie zmęczyć . Zdecydowanie nie umiemy leżeć na kocyku, leżaczku czy czymkolwiek innym. Nie znosimy nudy. Oczywiście po aktywnym dniu lubimy zrelaksować się nad basenem czy na plaży ale całodzienny plażing nie jest dla nas.
Czy dzieci zawsze jeżdżą z nami i robią to co my?
Tak. Dzieci zawsze jeżdżą z nami. Zabieramy je wszędzie. Staramy się zainteresować miejscem do którego jedziemy i zaszczepić sportowego bakcyla. Co roku obiecujemy sobie wyjazd tylko we dwoje ale potem kończy się na tym że dzieciaki stawiają weto „że jak to, bez nas ?????”
Czy pracuję na urlopie?
Na pół gwizdka. Wybierając się na urlop zawsze mam przygotowane z wyprzedzeniem wpisy aby tylko wrzucić je na bloga. Muszę przecież dbać o Was 😉
Odpisuję na maile i jest ze mną kontakt ale robię sobie przerwę od pisania diet indywidualnych ponieważ to bardzo czasochłonna i zajmująca głowę praca. Wymaga dużego skupienia i w moim przypadku totalnego odizolowania od hałasu. No i odpoczynek należy się przecież każdemu. Mnie także.
Co jem na wyjazdach?
Nie gotuję. Od gotowania też robię sobie przerwę 😉 Hotele czy dobre pensjonaty mające wyżywienie w formie tzw. szwedzkiego stołu to dla mnie doskonałe rozwiązanie. Zawsze znajdę coś dla siebie.
Czy jadam fast foody typu pizza, hot dog, zapiekanki, hamburgery?
Jak byłam na kursie kuchni tajskiej prowadząca opowiadała nam o zwyczajach i filozofii kulinarnej Tajów. O tym że dla nich jedzenie to religia. Zapytała nas czy wiemy co zrobił by Taj gdyby ktoś zaproponowałby mu jedzenie kanapki z serem. Zapytałby „a po co”?
I ja mam do jedzenia takie samo podejście. Po co mam zjeść hot doga czy hamburgera z baru fast food? Ani to smaczne, ani wartościowe. Może sobie pomyślicie że zwariowałam ale dla mnie biała napompowana, sztuczna buła i parówka z MOM to naprawdę żaden rarytas. Nie odczuwam żadnej przyjemności ze zjedzenia tego typu produktów, a dla mnie jedzenie to przyjemność. Są dwie rzeczy na które nie żałuję pieniędzy. Jedzenie i masaże. To moje dwa fetysze. Wolę iść do dobrej inspirującej restauracji, lub zrobić egzotyczne zakupy niż kupić sobie nową sukienkę. Lubię hamburgery z pełnoziarnistej bułki z kotletem z prawdziwej wołowiny z warzywami. Domowe czy z dobrej restauracji. Pizzę domową lub z prawdziwej pizzerii, wypiekaną w prawdziwym piecu opalanym węglem. Domowe zapiekanki.
Będąc na Helu w czerwcu widziałam jak wyjmowane są gotowe zapiekanki z foliowych torebek. Do mikrofali i ciach. Zdajecie sobie sprawę co tam jest w środku? Coś musi zapobiec pojawieniu się w tym bakterii i grzybów przez długie tygodnie. I ja za te dodatki dziękuję. Jak byłam dzieckiem jeździliśmy z rodzicami nad morze. Kupowało się zapiekanki robione na miejscu. Bułka, pieczarki, ser. Dziś wszystko jest z hurtowni. Gotowe. Do rozpakowania z worka. Nawet placki są gotowe, głęboko mrożone, idealnie kształtne. To jakiś obłęd. Ja w Stegnie jako dziecko stałam 30 minut po najlepsze na świecie placki smażone ze świeżej masy ze startych ziemniaków lanej łychą z miski na patelnię. Nie do frytury. Dziś wszystko jest z gotowca. Z długim terminem przydatności. Świat stanął na głowie. Jeśli więc pytacie mnie czy jadam fast foody na wyjazdach, z hurtowni, z worka, z długim terminem przydatności, głęboko mrożone, to kochani nie jadam. I Wam też odradzam. Dania typu Fast food takie jak pizza, zapiekanka czy hamburger nie muszą być syfem. Mogą być świetne, smaczne, genialnej jakości. Takich niestety w barach fast food nie znajdziecie. Namiarów na takie szukajcie na TripAdvisor lub jeśli jesteście z Warszawy i okolic to na Zamato.
Macie inne pytania? Pytajcie w komentarzach.
PS: otrzymałam też dużo pytań na temat moich włosów więc niebawem opowiem o ich pielęgnacji.